Sartre Sartre
350
BLOG

codzienność

Sartre Sartre Rozmaitości Obserwuj notkę 13

Jeżeli „Ktoś” byłby zmuszony budować od podstaw obraz Polski opierając się wyłącznie na bazie publikacji na podobnych „Ścianach Płaczu” niewątpliwie stworzyłby sobie dość interesujący wizerunek Rzeczypospolitej.

Wyciągając esencję z tak zacnych źródeł (jak np. Salon24) można by stwierdzić, że:

… bezustannie nękana i prześladowana „istota polskości” skupiona pod kuratelą „garstki sprawiedliwych” dniem i nocą toczy nierówną walkę o zachowanie godności, suwerenności i tak upragnionej wolności.

Przeciwko sobie ma siły ponure. Z każdej strony czają się zagrożenia, wrogie apetyty, nierozliczone krzywdy. Pełno wokół wrogów tylko czyhających aby zdradziecko rozedrzeć zbrukane szaty „Perły Świata i Wybranki Boga”.

A ona jedna… w białej sukience… piękna jak ptak, który zapiera w piersi dech… otoczona morzem zdrady i marnotrawstwa, a nad nią czuwa ten jeden, niepokalany i niepokonany mimo tak licznych ran zadanych ręką brata.

OK, tyle tytułem interpretacji wszechogarniającego kiczu.

 

Polska przeszła drogę trudną, ale też nikt nie obiecywał, że będzie łatwo.

Poszła drogą – pierwszy raz od bardzo dawna – wybraną przez siebie, nieskrępowanie i bez niepotrzebnego doradztwa. Może nie zawsze prostą i równą, ale azymut określiła samodzielnie i to jest najważniejsze!

Ruszyła i podąża cały czas do przodu. Czasami kuleje, innym razem biegnie, rytm dostosowując do tempa otaczającego świata, a nie sugestii, lub co gorsza rozkazów swoich „przyjaciół”…

Dzisiejsza Polska jest w pełni świadoma pozytywnych i negatywnych konsekwencji dokonanych wyborów i to stanowi istotę jej zwycięstwa. Jest wolna i niepodległa. Jest suwerenna i bezpieczna. Jest integralną częścią Europy i gospodarki zachodniej… jest sobą, ale widać nie dla wszystkich.

 

Polska to kraj specyficzny. Naród nigdy nie był jednomyślny, spojony wspólną ideą, no może za wyjątkiem traumatycznych okresów wspólnych dla wszystkich Polaków. Jednak nigdy nie była też sceną tak drażliwych, wręcz kontrowersyjnych podziałów. Dla wszystkich jest czytelnym fakt, że od pewnego czasu rozwija się dość osobliwy twór oscylujący w kierunku  powstania idiomatycznego „państwa w państwie”.  

Społeczeństwo bezustannie bombardowane informacjami o irracjonalnych zagrożeniach i nadciągających klęskach staje się przewrażliwione i przeczulone. Dramatyczny jazgot o zakłamaniu i stronniczości „reżymowych mediów” sugeruje wiarę w „prawdomówność” nośników drugiego obiegu (Salon24, Niezależna, Fronda etc) Niestety, szybko okazuje się, że te jedynie epatują sensacjami na miarę intelektu swoich publicystów.  Merytorycznie otrzymujemy przysłowiowe dno wklęsłe, a nawet dno i siedem metrów mułu, jednak propagandowo mechanizm jest skuteczny – sieje zamęt.

Proceder nie stanowi zagrożenia dla bezpieczeństwa czy stabilności państwa. Bardziej umiejscowiłbym go w obszarze folkloru politycznego niż nurtu socjotechnicznego. Po stronie „walczącego ekstremum” opowiada się marginalna – wskazująca tendencję malejącą – część społeczeństwa. Jest jednak procesem niezwykle krzywdzącym i niesprawiedliwym wobec wielu postaci zasłużonych dla Polski. Fundamentem na którym opiera swoją „siłę” owa grupa jest negacja i brutalne dezawuowanie dokonań i życiorysów wielu wartościowych Polaków.

Powszechnym jest również manipulowanie historią i naginanie poszczególnych wydarzeń do własnych oczekiwań. Wszystko to inkrustowane wykrzykiwanymi oskarżeniami, groźbami, bezwartościowymi sloganami.

Motywacje? Tak różne jak różni są ludzie zarażeni rytmem tego procesu.

Fałszywie interpretowane poczucie patriotyzmu i odpowiedzialności za Polskę, zresztą umiejętnie podsycane przez pseudo-prawicowe media. Poczucie niezawinionej krzywdy – zwłaszcza mitologizowanego zubożenia – którego winowajcą jest urzędujący Premier i rząd.

Również dla wielu – przede wszystkim ogłupionych i okłamywanych młodych ludzi – to tęsknota za niedostępnym dzisiaj heroizmem. Potrzeba walki, konfrontacji, zdefiniowanego opowiedzenia się po określonej stronie.

Wreszcie – bodaj głównym motorem – jest zwykłe zbydlęcnie polityczne. Wyrachowane i cyniczne manipulowanie emocjami, niewiedzą, uprzedzeniami i kompleksami. Bezkompromisowe, prymitywne chamstwo ukierunkowane wyłącznie na zdobycie władzy.

Stworzenia rządów bez alternatyw, bez konkretnych programów, bez przyszłości.

W ten sposób powstaje wirtualna potrzeba walki o… „walki” bezpiecznej, bo obwarowanej gwarantami prawa. „Walki” w której ryzyko ogranicza się do kilku godzinnej manifestacji „broniącej” ukradzionych wartości, w której bezpieczeństwa „opozycji” pilnuje opluwany rząd. „Walki” w której nic nie grozi… baty za nią zebrali już dawno inni.

Podstawowym orężem tej „wojny” jest kłamstwo oraz opluwanie tych, którym również ci „waleczni” zawdzięczają chroniące ich prawa.

 

 

Sartre
O mnie Sartre

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości